Tak, ale… - swoisty modus operandi polityki Jarosława Kaczyńskiego doprowadza do ślepej furii i białej gorączki zarówno zwolenników jak i przeciwników kolejnych przedmiotów sporu w przestrzeni publicznej.
Można być za czymś i można być przeciw, można coś popierać i można coś zwalczać, ale Jarosław Kaczyński wybrał jeszcze inną drogę. Nie mówi wyłącznie „tak” i nie mówi wyłącznie „nie”, mówi: TAK, ALE…
Kiedy PRL chyliła się ku upadkowi, rozpoczęto oficjalnie rozmowy Okrągłego Stołu. Część opozycjonistów uważało udział w nich za zdradę, inna część tak się do nich przywiązała, że nie wyobrażała sobie odstąpienia od zawartych przy nim i poza nim ustaleń. Jarosław Kaczyński powiedział TAK rozmowom Okrągłego Stołu, ALE uważał że wszelkie poczynione tam z gen. Kiszczakiem ustalenia przestały obowiązywać w 1991 r. kiedy nastąpił upadek Związku Radzieckiego. Zaproponował wtedy doktrynę „przyspieszenia”, tj. szybszego odejścia od minionego systemu.
W 2003 r. Polacy decydowali o tym czy wejść do Unii Europejskiej. Zwolennicy na czele z post-komunistycznym rządem i post-komunistycznym prezydentem wycierali sobie gęby wypowiedzią antykomunistycznego Jana Pawła II „od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”. Przeciwnicy nie mieli tak wielkiego autorytetu, za którym mogli by się schować, ani takiego wsparcia medialnego, ale na tyle na ile potrafili, próbowali przedstawiać Unię jako zagrożenie dla suwerenności czy wręcz tożsamości Polaków. Jarosław Kaczyński powiedział Unii TAK, ALE jednocześnie opowiedział się za „Europą ojczyzn” bliższą wizji chrześcijańskich Ojców Założycieli wspólnoty z lat 50, która dla wielu polityków, także chadeckich była wizją raczej anachroniczną.
Kolejnym ważnym krokiem dla integracji był proces ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Traktat ten nadał pełną osobowość prawną Unii Europejskiej i jest de facto jej konstytucją we wszystkim, poza nazwą. Jego przeciwnicy nie chcieli dalszej federalizacji Europy, natomiast zwolennicy robili wszystko by dopchnąć go kolanem, nawet wbrew referendom we Francji i Holandii, które powiedziały „nie” dla wcześniejszej Konstytucji dla Europy, oraz wbrew Irlandii która odrzuciła Traktat w referendum w czerwcu 2008 r. Przewodniczący Prawa i Sprawiedliwości powiedział TAK Traktatowi, ALE pod warunkiem zachowania tzw. mechanizmu z Janiny, który umożliwiał krajom członkowskim odwlekanie podejmowania niekorzystnych dla siebie decyzji w UE, nawet jeśli nie mają one wystarczającej mniejszości blokującej.
Podobnie wygląda postawa Jarosława Kaczyńskiego w kwestiach ideologicznych. Wielokrotnie podkreślał on swoje przywiązanie do nauczania Jana Pawła II, który był niestrudzonym obrońcą dzieci nienarodzonych i przeciwnikiem tzw. aborcji w każdym przypadku. Jarosław Kaczyński oczywiście mówi TAK obronie życia, ALE w wypadku gwałtu, upośledzenia płodu czy zagrożenia życia matki, przymyka oczy na coś, z czym nigdy Karol Wojtyła nie mógłby się pogodzić.
Obecnie Jarosław Kaczyński krytykowany jest za to, że jako przewodniczący zwycięskiej partii nie stanął na czele rządu jako premier. Podczas gdy sam Kaczyński mówi władzy TAK, ALE woli wystawiać do roli premiera ludzi nie mających tak licznego negatywnego elektoratu jak on. W rezultacie, czy to w przypadku rządu Beaty Szydło, czy też Mateusza Morawieckiego jest on pozostającym w cieniu najwyższym arbitrem sporów. Wyznacza kierunki działania, ale nie bierze za nie bezpośredniej odpowiedzialności.
TAK, ALE… – swoisty modus operandi polityki Jarosława Kaczyńskiego doprowadza do ślepej furii i białej gorączki zarówno zwolenników jak i przeciwników każdego z wymienionych zagadnień. Gdyby był tylko za Okrągłym Stołem, naraziłby się na nienawiść tylko jego przeciwników. Gdyby był tylko przeciw Okrągłemu Stołowi, byłby znienawidzony tylko przez drugą stronę barykady. Wybierając jednak opcję TAK, ALE naraził się zarówno zwolennikom i przeciwnikom, z których wszyscy mają mu za złe, że nie opowiedział się w pełni po ich stronie. Tak samo w wypadku integracji europejskiej czy innych kwestii tożsamościowych. Jego swoista droga środka rozpala gniew każdej ze stron kumulując się na nim, jak nie przymierzając Emmanuelu Goldsteinie z „Roku 1984” Orwella.
Dzięki skrajnie uprzedzonym wobec niego mediom Kaczyński jest postrzegany w Europie i na świecie jako ciasny nacjonalista, radykał i wróg Europy. Krajowi komentatorzy oskarżają go o bycie dyktatorem, Hitlerem, Gomułką i innymi równie wyszukanymi epitetami. Podczas gdy pierwotna nazwa jego partii: Porozumienie CENTRUM jest o wiele trafniejszym określeniem wszystkich jego poczynań. Nie jest on ani tak prawicowy jak chcieliby narodowcy, wolnorynkowcy czy monarchiści i nie jest on tak lewicowy jak chcieliby socjaliści, euro-entuzjaści, sekularyści czy lewica tożsamościowa. Metoda TAK, ALE sprawia że Kaczyński porusza się w czymś w rodzaju politycznego centrum i dlatego jest obszczekiwany i obgryzany przez przedstawicieli wszystkich pozostających na brzegach nurtów i odłamów.
Nie jest to słynne „Za, a nawet przeciw” Lecha Wałęsy, który również żywi do Kaczyńskiego osobistą urazę. I nie jest to Chrystusowe „Tak, tak; nie, nie”, lecz systematyczne, konsekwentne i rozwścieczające przeciwników Jarosława Kaczyńskiego TAK, ALE…