O demokracji i ludziach środka.
O demokracji i ludziach środka.
Janusz Korwin-Mikke spopularyzował w polskiej polityce charakterystyczne powiedzenie:
„Demokracja to ustrój, w którym dwóch meneli spod budki z piwem ma więcej do powiedzenia niż profesor uniwersytetu” co powoduje, że w rezultacie „w demokracji zawsze rządzą głupcy”. Podobne wyrażenia słyszałem na przestrzeni lat z ust wielu ludzi, o różnych światopoglądach, także osobiście nie znoszących wolnego rynku i konserwatyzmu Korwina. Polityk ten nie zdołał przekonać do swoich ugrupowań społeczeństwa, ale zdołał pogorszyć i tak nie najlepszy obraz demokracji jaki mamy w społeczeństwie polskim.
Wydaje mi się, że dzieje się tak z powodu powszechnego postrzegania świata na zasadzie skrajności, przy jednoczesnym ignorowaniu masy, która znajduje się w środku. W skrajnościach ludzie dostrzegają tylko prawą czy lewą rękę a nie widzą ogromnego tułowia, który łączy obie kończyny w jedną całość i napełnia je życiem.
Korwin i jemu podobni mówią ciągle o tym, że większość ludzi jest głupia. Ale ogół populacji nie jest ani mądry, ani głupi tylko przeciętny. A przeciętnie inteligentni ludzie naprawdę potrafią myśleć i podejmować trafne decyzje używając do tego tzw. zdrowego rozsądku. I to przeciętniacy górują liczebnie nad mędrcami i głupkami.
Bywają też sytuacje, w których ludzie prości są mniej podatni na manipulacje niż uwielbiające samych siebie elity („Nowe szaty króla” Christiana Andersena). A poza tym zdarzają się dziś nierzadko profesorowie wypowiadający się na niższym poziomie niż przedwojenny maturzysta. Z resztą skoro Ronald Reagan był w stanie dwukrotnie zwyciężyć w demokratycznych wyborach, to znaczy, że z demokracją nie może być aż tak źle, jak mówi Korwin.
Nie możemy się aż tak samoponiżać. Przeciętny a nawet głupi człowiek ma o wiele lepiej rozwinięte władze umysłowe niż pies, kot czy mandryl barwnolicy. Nie chodzi tylko o rozmiar. Mózg wieloryba może ważyć do 9 kg, a ludzki waży na ogół 1,25-1,45 kg i pomimo to posiadamy o wiele większe możliwości poznawcze niż majestatyczny ssak z głębin morskich. Nie przypadkowo nasz gatunek nazywa się Sapiens Sapiens.
Dzięki ludziom środka, możliwa jest normalna komunikacja, prasa, publicystyka, literatura czy zrozumienie różnic pomiędzy poszczególnymi politycznymi alternatywami. Ja tych wszystkich ludzi środka nazywam moderati (liczba mnoga od łac. moderatus – umiarkowany, przeciętny).
Podkreślam to, gdyż toniemy w skrajnościach, nie dostrzegając całości. Dokonujemy zbyt upraszczających podziałów zarówno w stosunku do rozumu (jak to robi Korwin) jak i w stosunku do wieku, zamożności a nawet religijności. Przyjrzyjmy się konkretnym przykładom.
W społeczeństwie nie są tylko starzy i młodzi, ale przede wszystkim dorośli. Zgodnie z prawem, od 18 roku życia każdy jest dorosły. Wiek emerytalny osiąga się po 60 roku życia. Te ponad 40 lat to okres największej produktywności i największej pożyteczności jednostki dla społeczeństwa. Pomimo to słowo „dorośli” pojawia się w przestrzeni publicznej wyjątkowo rzadko. Za to z uporem maniaka powtarza się w kółko tylko starzy-młodzi, starzy-młodzi, czasem młodzież-seniorzy. Z potocznego języka wypada najliczniejsza grupa osób, kolejni moderati.
Następnym schematem są bogaci i biedni. A przecież solą ziemi i podstawą demokracji jest zawsze klasa średnia. Ludzie, którzy potrafią samodzielnie utrzymać rodzinę, którzy jednak nie są na tyle zamożni by utrzymać jachty i pola golfowe. Szczególnie ważną częścią klasy średniej są tzw. mali i średni przedsiębiorcy. Ludzie, którzy są motorem napędowym każdej gospodarki. Akurat w Polsce, aż trudno mi uwierzyć, że w ogóle jeszcze są. Po tylu dekadach zwalczania małych i średnich przedsiębiorców przez PRL, III RP oraz globalną konkurencję (R.I.P. Optimus) to jest cud, że w ogóle przetrwali. Liczebnie klasa średnia nie góruje nad osobami ubogimi tak jak dorośli górują nad dziećmi, ale i tak stanowi niezwykle ważne ogniwo, którego nigdy nie powinno się pomijać. Nie widzieć wyłącznie bogatych i biednych.
Jeszcze inną skrajnością są święci i opętani. Ludzie, którzy w całości poświęcają swoje życie Chrystusowi zdarzają się rzadko. Chociaż jest ich z pewnością więcej niż imiona z oficjalnej listy wyniesionych na ołtarze w Watykanie, nie czuje się, że są oni jakąś liczebną większością. Z drugiej strony niezdrowe podniecenie ludzi filmami o egzorcyzmach i nawet całe poświęcone temu tematowi czasopisma są tylko przypomnieniem, że rzeczy takie dzieją się na szczęście bardzo rzadko. Ostatnio egzorcyści ostrzegają, że liczba opętań rośnie. Ma to prawdopodobnie odbicie we wzmożonej fali wulgarnych ataków na kapłanów i świątynie. Ale wciąż nie zmienia to faktu, że jest to bardzo niewielki margines społeczeństwa. Podczas gdy ogół moderati pomiędzy świętymi a opętanymi to nieprzebrane morze ludzi. Zwykłych, mniej lub bardziej pobożnych zjadaczy chleba, którzy zdolni są do rzeczy małych i podłych, ale potrafią też zdziałać wiele dobra. To właśnie ogół prostych, grzesznych ludzi robi zrzutki, po to żeby święci mogli prowadzić misje w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej Ad maiorem Dei gloriam.
I to na nich, na moderati, w kwestiach rozumu, wieku, majątku i religijności opiera się demokracja. Demokracja zawsze opiera się na centrum. Słowo to ma zresztą historyczne konotacje. Sprytni niemieccy katolicy wymyślili w XIX wieku, że oprócz komunizmu na lewej i kapitalizmu na prawej może być jeszcze centrum. Katolicka partia Zentrum wygrała wtedy wybory zdobywając nawet głosy sporej liczby protestanckich wyborców. Nie powinniśmy nigdy wykluczać takiej alternatywy.
W Polsce zaś słyszymy coraz więcej głosów z różnych części sceny politycznej rozważających koniec demokracji. Moim zdaniem należałoby wpierw sprawdzić jak działa w Polsce demokracja żeby móc ją ewentualnie odrzucić. Nie można mówić, że demokracja się w Polsce nie sprawdziła, skoro po 89 r. nikt specjalnie nie palił się do dania Polakom „władzy ludu”.
Zaraz po przełomowych wyborach w 1989 r. Aleksander Kwaśniewski mówił: „Sprawą ogromnie ważną po ogłoszeniu wyników jest nie dopuścić do spontanicznych demonstracji, nad którymi nie zdoła zapanować żadna ze stron. Tego obawia się także opozycja”
[Protokół nr 64 z rozszerzonego posiedzenia Sekretariatu KC PZPR w dniu 5 VI 1989 r., W: Tajne dokumenty Biura Politycznego i Sekretariatu KC. Ostatni rok władzy 1988-1989, Londyn 1994]
III RP to używająca demokratycznej fasady oligarchia. Żadnych „spontanicznych demonstracji, nad którymi nie zdoła zapanować żadna ze stron” Okrągłego Stołu. Gwarantowały to wojska radzieckie, uwłaszczenie nomenklatury, samopomoc tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej, kasta sędziowska, uniwersytecki beton, peerelowskie koterie w kulturze (Wszyscy artyści to prostytutki, w oparach lepszych fajek, w oparach wódki. Trzecia Rzeczpospolita – Polska Ludowa – to samo od nowa, to samo od nowa), skorumpowane samorządy z kiszącymi się przez lata we własnym sosie kacykami itp. itd.
Gwarantują to również korporacje, dyrektywy z Brukseli, Zielony Deal von der Leyen, który nakazuje Polakom zamykać kopalnie, mimo że Polska potrzebuje węgla; zwalnianie ludzi z pracy za poglądy, a także zwalnianie ich za coś, co zrobili 15 lat wcześniej, gdy nie pracowali jeszcze w miejscu, z którego zostali zwolnieni oraz wiele innych anty-demokratycznych patologii.
Pozytywna dla Polski rzecz, jaką mogłaby być demokracja, kompromitowana jest dodatkowa przez tragikomiczne organizacje w stylu Komitetu Obrony Demokracji Mateusza Kijowskiego. KOD za punkt honoru przyjął negowanie demokratycznego wyniku wyborów z 2015 r., zaś we własnych szeregach Kijowski rozwiązywał demokratycznie wybrane struktury regionalne i po wodzowsku narzucał „swoich” ludzi na kierownicze stanowiska. W rezultacie KOD stał się spędem ludzi wyładowujących publicznie swoją nienawiść do jednej partii politycznej i broniącym kastowych interesów wąskiej grupy elity prawniczej, mającej w głębokim poważaniu demokratyczną kontrolę nad władzą sądowniczą.
Z resztą nie byli pierwsi. Demokracji bronił już gen. Wojciech Jaruzelski poprzez wprowadzenie Stanu Wojennego (1981-1983). Jak tłumaczył w dniu jego wprowadzenia ówczesny rzecznik prasowy, Jerzy Urban: „Przejęcie funkcji politycznych przez armię, mimo iż wygląda to na paradoks, ma na celu wzmocnienie demokracji”.
[A. Dudek, Z. Zblewski, Utopia nad Wisłą, Warszawa – Bielsko-Biała 2008]
Wielu młodych ludzi, widząc jak inny lider KOD-u Konrad M. skazany za handel kobietami, wyciera sobie gębę „obroną demokracji”, obraca się ze wstrętem i idzie do jakiś autorytarnych bojówek albo do odjechanych kanap monarchistycznych, umacniając w ten sposób jeszcze bardziej oligarchiczny skrzep odziedziczony po PRL-u.
Ich energia i chęć działania w przestrzeni publicznej byłaby spożytkowana o wiele lepiej gdyby działali w sposób cywilizowany, w demokratycznych strukturach, „patrząc na ręce” rządzącym i przełamując lokalne układy i układziki.
Nie możemy godzić się na zabieranie nam szyldów przez drugą stronę.
Przed 89 r. doszczętnie skompromitowano słowo „patriotyzm”. Wanda Wasilewska założyła Związek Patriotów Polskich przekonujący, że fanatyczne oddanie Józefowi Stalinowi jest największym przejawem polskiego patriotyzmu. Bezpieka poprzez „korek, worek i rozporek” wyczarowała ruch „księży patriotów” głoszący „niezłomną wierność Polsce Ludowej” zamiast ewangelii. W rezultacie ludzie wstydzili się o sobie powiedzieć, że są patriotami, bo uczciwym ludziom po prostu nie wypadało (do dzisiaj wielu ludzi nie jest w stanie tak o sobie samych powiedzieć).
Komuna była w stanie zniszczyć bardzo wiele pozytywnych pojęć. Kolejnym było „bezpieczeństwo”. Teoretycznie bezpieczeństwo to stan dający poczucie pewności i gwarancję jego zachowania. Ale wtedy powołano wpierw Urząd Bezpieczeństwa a potem Służbę Bezpieczeństwa, czyli w skrócie „bezpiekę”, która skutecznie owo poczucie pewności „ludowi pracującemu miast i wsi” zabrała. Stanisław Barańczak pisał o N.N., który zmuszony jest „mówić językiem, w którym słowo „bezpieczeństwo” budzi dreszcz grozy”.
Obecna oligarchia, z demokratyczną fasadą słabo umocowanych w społeczeństwie instytucji, oczywiście nie jest tak zła, jak komunistyczna dyktatura, z jeszcze bardziej fasadowym sejmem i „robotniczą” partią na czele, z lat 1945-1989. Ale jej patologie nie są patologiami demokracji.
W latach 90. ktoś rozpowszechnił zabobonne powiedzenie, że „wyroków sądowych się nie komentuje”. Podczas gdy właśnie w demokracji obywatel może otwarcie krytykować wszystkie decyzje władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. W szczególności zaś ma prawo krytykować skrajnie niesprawiedliwe wyroki sądowe, których dopuszczali się na przestrzeni lat zadowoleni z siebie nababowie w togach.
Nie wyrzucajmy więc na śmietnik idei demokracji, tak jak stało się to w okresie PRL-u z ideą patriotyzmu czy bezpieczeństwa. Ten ustrój nie pasuje do wszystkich narodów i kultur, które są na kuli ziemskiej, ale do nas, akurat tak.
Z demokracją w Polsce jest jak z piłką nożną. To się po prostu ogląda i tym się żyje, niezależnie od tego czy jest to, czy nie jest najlepszy sport czy ustrój polityczny na świecie. Potrzebujemy nim się cieszyć w pełni, a nie na pół gwizdka, jak obecnie, ze sztucznym dopingiem na stadionach, bez publiczności z powodu COVID.