Wielka radość płynąca z dekli samochodowych

Rozgałęziona ludzka rodzina jest w stanie osiągnąć tak wiele w porównaniu z zastraszonymi istotami grzejącymi się przy ognisku w jaskiniach, którymi byliśmy wcale nie tak dawno. Połączone siły luddystów, komunardów, hunwejbinów, ekoterrorystów, talibów, dżihadystów oraz zawodowo oburzonych aktywistów i innych kołtunów nie potrafiły jak dotąd zatrzymać technologicznego rozwoju ludzkości.



Czasami, kiedy patrzę na dekle samochodowe, napełnia mnie trudna do opisania radość. Absurdalną przyjemność budzą kręcące się, metaliczne figury koła.


Koło zawsze było postrzegane jako figura idealna. Nie ma ani początku, ani końca. W przeciwieństwie do innych figur geometrycznych – wszystkie jego punkty pozostają w tej samej relacji w stosunku do centrum. Koło symbolizuje rozum, absolut, nieskończoność, wieczność, doskonałość, harmonię i równowagę. Święty Augustyn pisał: „Bóg jest jak koło, którego środek może być wszędzie, a obwód nigdzie”.


Kręcące się dekle szczególnie efektownie wyglądają na filmach i teledyskach. Gdyż przy odpowiedniej szybkości obrotu kół powstaje wrażenie zwolnienia, pozornego zatrzymania, a nawet odwrócenia kierunku ruchu. Jest to tak zwany efekt stroboskopowy. Kamera filmuje zazwyczaj z prędkością 24 lub 25 klatek na sekundę. Jeśli koło obraca się z prędkością 25 szprych na sekundę, to na jednej klatce, zawsze w tym samym miejscu, jest jedna szprycha. Z naszego punktu widzenia, koło będzie stało w miejscu, ponieważ tak interpretuje to nasz mózg. Ale jeśli koło będzie się ruszało nieco wolniej niż 25 szprych na sekundę, to w każdej kolejnej klatce szprycha nie zdąży się pojawić w tym samym miejscu, tylko będzie nieco wcześniej. W kolejnej znowu nieco wcześniej. Wtedy nasz mózg zinterpretuje 25 zdjęć, które układają mu się w całość, jako cofające się koło. Mimo, iż my widzimy, że jednocześnie auto jedzie do przodu.


Koła takie obracają się na całym świecie niezależnie od szerokości geograficznej, języka czy religii przemieszczających się nimi pasażerów. Gdyby za robienie samochodów wzięliby się fanatycy religijni, koła nie byłyby okrągłe, lecz wyrżnięte w kształcie krzyży, półksiężyców czy gwiazd Dawida. Gdyby za motoryzację wzięli się apoplektyczni ideolodzy – miałyby pewnie kształt sierpów i młotów, swastyk i piorunów zamiast „figury doskonałej”. Na szczęście wyznawcy nawet najbardziej odjechanych religii, posługują się na co dzień rozumem.


Koło jest tylko jedną z wielu rzeczy wspólnych, które potrzebne są wszystkim wariacjom człowieka na Ziemi. Podobnych, uniwersalnych rozwiązań jest na tyle wiele, że napawa to przesmyczkiem nadziei na przyszłość. Ludzkość, pomimo hekatomby wojen i zapiekłych nienawiści, jest w stanie osiągać coraz to nowe przebłyski geniuszu.


Prowadzi się coraz bardziej ambitne badania kosmosu, które nie tylko doprowadziły do połączenia całego globu przez satelity, ale wychodzą coraz dalej poza orbitę okołoziemską. Miodem na serce było dla mnie oglądanie transmisji z Marsa z 18 lutego 2021 r. Planetarny łazik Perseverance misji NASA Mars 2020, który wylądował w kraterze Jazero, przekazał z powrotem na ziemię panoramiczny obraz okolicy. Przy lądowaniu łazika korzystano z największego spadochronu kiedykolwiek użytego na Marsie (średnica 21,5 m). Ciekawostką jest, że sekwencje numeryczne w wewnętrznych trzech pierścieniach spadochronu, przypisane do liter alfabetu angielskiego, układają się we frazę „dare mighty things” (ang. odważ się robić rzeczy wielkie). Fraza przypisywana prezydentowi Theodore Rooseveltowi, wydaje się być wspaniałą dewizą dla przyszłych badań kosmosu.


Kolejną, niezwykle intensywnie rozwijającą się dziedziną wiedzy, jest medycyna. Egzoszkielety dla paraplegików, leki na nieuleczalne dotąd choroby, laserowe leczenie wzroku, echolaserowe usuwanie nowotworów, protezy nowej generacji czy wykorzystanie gogli rozszerzonej rzeczywistości do obrazowania holograficznego 3D naczyń pacjenta to tylko niektóre z wynalazków ostatnich lat, które zmieniają oblicze ochrony zdrowia. Pomimo, że świadkowie Jehowy zabraniają transfuzji krwi, honorowi krwiodawcy na terenie całej Polski regularnie oddają ten życiodajny płyn, by ratować innym życie.


Swoistym katalogiem „pięknych umysłów” jest 4-tomowa publikacja „Polski wkład w przyrodoznawstwo i technikę. Słownik polskich i związanych z Polską odkrywców, wynalazców oraz pionierów nauk matematyczno-przyrodniczych i techniki” wydana w 2003 i 2015 r. pod red. Bolesława Orłowskiego. Co prawda, żeby dostać się na te stronice, trzeba wpierw umrzeć (aby historycy mogli napisać stosowny biogram), ale liczba żyjących Polaków przyczyniających się do postępu technicznego jest jeszcze większa.


Czuję ogromną wdzięczność wobec inżynierów, budowlańców, murarzy, tynkarzy, szpachlarzy, tapeciarzy, glazurników, tokarzy, spawaczy, wiertaczy, topiarzy, zbrojarzy, zgrzewaczy, brukarzy, układaczy nawierzchni drogowych, dźwigowych, blacharzy, betoniarzy, frezerów, parkieciarzy, piaskarzy, pilarzy, posadzkarzy, cykliniarzy, stolarzy, szklarzy, malarzy budowlanych, robotników, elektryków, elektromechaników, elektromonterów, elektroenergetyków, krajaczy szkła, lakierników, lutowaczy, ładowaczy, dekarzy, cieślów, aparatowych produkcji, odlewników wyrobów ceramicznych, serwisantów, sortowaczy, szlifierzy, wulkanizatorów, wypalaczy, termoizolerów, mechaników, techników, laborantów, operatorów, rolników, sadowników, hodowców bydła, drobiu i ryb, kombajnistów, pszczelarzy, rybaków, meliorantów, zbieraczy owoców, patroszaczy ryb, ogrodników, rzeźników, ubojowych, wędliniarzy, pilotów, nawigatorów lotniczych, kurierów, przewoźników, spedytorów, maszynistów, kierowców autobusów, motorniczych, monterów, montażystów, zaopatrzeniowców, pakowaczy, stokażowych, grawerów, fryzjerów, tapicerów, piekarzy, konserwatorów dzieł sztuki, masztalerzy i opieki domowej.


Wobec ludzi którzy codziennie czyszczą nasze ulice, zamiataczy, a także wobec osób, które myją okna i toalety na mieście, zmywaczy graffiti, oczyszczaczy kanalizacyjnych, deratyzatorów, pracowników elektrowni, wodociągów, gazowani i oczyszczalni ścieków i innych pożytecznych zawodów.


W przeciwieństwie do pozbawionych jakichkolwiek talentów i umiejętności celebrytów, ci wszyscy ludzie pracują jak pszczółki całymi dniami i latami by umożliwić nam lepsze życie.


Radość budzi też rozwój polskiej infrastruktury. W czerwcu 2019 r. do na kotwicowisko portu Gdańsk weszła jedna z dwóch bliźniaczych, największych pogłębiarek świata – Leiv Eiriksson. Modernizacja toru wodnego do Portu Północnego w Gdańsku ma powiększyć szerokości toru w dnie do 600 m oraz jego głębokości technicznej do 18 m. Rozbudowa toru podejściowego umożliwi bezpieczną żeglugę dwukierunkową dużych statków – o maksymalnych gabarytach 355 m × 60 m × 15 m (zbiornikowce) i 350 m × 45 m × 15 m (kontenerowce) – mogących wchodzić i wychodzić z Portu Północnego jednocześnie.
[Zob. Leiv Eiriksson: Największa pogłębiarka świata na Zatoce Gdańskiej, www.portalmorski.pl, 11 VI 2019]


Nadzieją napawa również Globalny Bank Nasion otwarty, na wyspie Spitsbergen, na norweskim archipelagu Svalbard w 2008 r. Zbudowany w celu bezpiecznego przechowywania nasion roślin jadalnych z całego świata, bank ulokowany jest w tunelu wydrążonym w wiecznej zmarzlinie. Niska temperatura panująca sprawia, że do właściwego przechowywania nasion nie jest potrzebna elektryczność. Liczba nasion przechowywanych w banku w 2018 r. przekroczyła milion, a liczba gatunków ponad 5 tys. Zasoby banku obejmują ok 13 tys. lat rolniczej historii Ziemi. Globalny Bank Nasion stanowi zabezpieczenie przed bezpowrotną utratą próbek nasion przechowywanych na całym świecie. Norweski bank nasion jest rezerwowym zbiorem dla 1750 banków genów na całym świecie. W Polsce taką rolę pełni Krajowe Centrum Roślinnych Zasobów Genowych w Radzikowie.
[Zob. Radek Kosarzycki, Globalny Bank Nasion się rozrasta, www.spidersweb.pl, 25 II 2020 r.]


Od jakiegoś czasu konsekwentnie digitalizuje się wszystkie najcenniejsze kolekcje dzieł sztuki na świecie. Niektóre z nich sfotografowano z zachowaniem najdrobniejszych szczegółów, korzystając z technologii gigapikselowej, która zapewnia bardzo wysoką rozdzielczość. Dzięki temu ślady pędzla i patynę widać znacznie lepiej niż gołym okiem. Nie powtórzy się już historia kolosa z Rodos, który zdruzgotany został przez trzęsienie ziemi zanim ktokolwiek zdążył go uwiecznić. Choćby nie wiem jaka stała się tragedia, dzięki digitalizacji, będziemy już na zawsze mieli ze sobą dzieła Tycjana, Rafaela, Velasqueza, czy Matejki.


Szczególnie, że monumenty historii ludzkości nie ulegają zniszczeniu tylko w wyniku katastrof naturalnych. W marcu 2001 talibowie zniszczyli w Afganistanie za pomocą ognia artyleryjskiego i materiałów wybuchowych dwa gigantyczne posągi buddy, pochodzące z VI wieku naszej ery. Dżihadyści z Państwa Islamskiego w latach 2015-2017 zniszczyli w syryjskiej Palmirze starożytny tetrapylon (16-kolumnową konstrukcję na osi Wielkiej Kolumnady), łuk triumfalny oraz kamiennego lwa ze świątyni bogini Allat (odkrytego w 1977 przez polskich archeologów).


Ataki na kulturę nie są wyłączną specjalnością bojowników islamskich. W wyniku porażek w wojnie francusko-pruskiej 1870-71 r. paryżan ogarnęła fiksacja, zwana przez historyków „komuną paryską”. Anarchokolektywiści, blankiści, marksiści i proudhoniści przez dwa miesiące wiosny 1871 r. konsekwentnie demolowali stolicę Francji, w sposób bezsensowny zwiększając liczbę ofiar i strat materialnych wynikających z samej wojny z Niemcami. Puszczono z dymem m.in. Pałac Tuileries, paryski ratusz oraz obalono kolumnę Vendôme.


W apogeum szaleństwa komunardzi wydali Polakowi, Florianowi Trawińskiemu, rozkaz wysadzenia w powietrze Luwru – bezcennej kolekcji sztuki (będącej dzisiaj jednym z największych muzeów i najczęściej odwiedzaną placówką tego typu na świecie). Wbrew rozkazom, Trawiński wraz z zaufanymi pracownikami muzeum wylał naftę z beczek i nalał do nich wody, uniemożliwiając tym samym komunardom zrealizowanie marksistowskich ideałów w praktyce.


Po stłumieniu paryskiej rewolty i powrocie życia do normy Trawiński został powołany na jednego z dyrektorów muzeum w Luwrze. Pełnił tę funkcję przez 35 lat. Był głównym autorem wydanego po raz pierwszy w roku 1900 r. Przewodnika Popularnego po Muzeum Luwru, został laureatem nagrody Akademii Francuskiej, otrzymał również najwyższe odznaczenie francuskie – Legię Honorową.


Ciemność umysłu pozostaje dla ludzkości nieustannym zagrożeniem. Ekoszaleńcy zamknęli niemieckie elektrownie atomowe zastępując je źródłami odnawialnymi, które zimą 2020/21 r. przestały działać. Wystarczył nieco więcej opadów, a blisko 30 tysięcy wiatraków w Niemczech przestało pracować. Podobnie było z milionami paneli słonecznych zasypanych śniegiem. Elektrownie węglowe (także przeznaczone do zamknięcia) musiały pracować na 100% możliwości żeby ratować kraj przed brakami prądu.


Na szczęście gdy rozum zamiera w jednej części świata, odradza się w innym miejscu globu. W czasie gdy europejskie uniwersytety przeznaczają miliony na studia gender i odkrywają u ludzi 56 płci, Chińczycy budują „sztuczne słońce” uruchomiając reaktor fuzji jądrowej HL-2M Tokamak oraz dokonując cudów inżynierii technicznej na terenie całego „państwa środka”. A jeśli nawet Chińczycy zgłupieją (jak choćby współcześni Hiszpanie) i zaczną robić drugą rewolucję kulturalną Mao – rozum opuści ich i przeniesie się do narodu, który wyda lepsze owoce.


Rozgałęziona ludzka rodzina jest w stanie osiągnąć tak wiele w porównaniu z zastraszonymi istotami grzejącymi się przy ognisku w jaskiniach, którymi byliśmy wcale nie tak dawno (w perspektywie całego gatunku). Połączone siły luddystów, komunardów, hunwejbinów, ekoterrorystów, talibów, dżihadystów oraz zawodowo oburzonych aktywistów i innych kołtunów nie potrafiły jak dotąd zatrzymać technologicznego rozwoju homo sapiens sapiens. Optymizm wraca ilekroć patrzę na kręcące się dekle samochodowe, które w przedziwny sposób przypominają mi o uniwersalności i trzeźwości umysłu ludzkości.