Faszyzm, fanatyzm, feminizm, furia wszelkiego odcienia i maści. Nie jest ważne czy w imieniu równości klasowej, czy w imieniu wyższości rasowej, czy w imieniu walki ze zmianami klimatycznymi. Z perspektywy tego mechanizmu ważne jest tylko zabicie jak największej ilości ludzi, w jak najkrótszym czasie.
W ósmym odcinku z serii BBC „Planeta Ziemia” David Attenborough opowiada o życiu dżungli i tropikalnych lasów deszczowych. Możemy zobaczyć w nim jak niebezpiecznym żywiołem jest stale rosnąca populacja mrówek.
Rój rozrasta się w zastraszającym tempie i pożera kolejne połacie tropikalnego lasu. Wydaje się, że nic nie jest w stanie ich zatrzymać, że las wkrótce przestanie istnieć. Jednak w pewnym momencie dzieje się coś dziwnego. Pojedyncza mrówka zamiast pracowicie przenosić liście do mrowiska, odłącza się od roju i wspina się na liść rośliny, w bardziej wilgotne, korzystne dla rozwoju grzybów miejsce. Wkrótce mrówka zostaje unieruchomiona, a przez jej chitynowy pancerz przebija się jasna struktura maczużnika (Cordyceps) – pasożytniczego grzyba żerującego na populacjach bezkręgowców.
Grzyby te nie tylko zakażają kolejne mrówki, ale w trudny do uwierzenia sposób kierują nosicieli do wilgotnych miejsc, by przyspieszyć rozwój zarodników.
Widząc rozprzestrzeniające się zagrożenie, część pozostałych mrówek stara się zabierać zainfekowane mrówki i zanosić je jak najdalej od mrowiska. Jednak pomimo wysiłku niezliczonej ilości mrówek, grzyb dalej rozwija się i dziesiątkuje populacje. Jak mówi David Attenborough „zarodniki zinfiltrowały ciała i umysły mrówek”.
Na filmie obserwujemy jak grzyb zabija całe kolonie mrówek i innych insektów. Widzimy różnobarwne i wielokształtne kokony które wchłaniają sukcesywnie kolejne owady aż do momentu, gdy ich populacja drastycznie spada.
Las został ocalony i to nie przy pomocy zewnętrznych drapieżników żywiących się mrówkami, ale za pośrednictwem mało znanego gatunku grzyba, atakującego od wewnątrz niczego nie spodziewające się owady.
Z estetycznego punktu widzenia, rozrywanie ciała mrówki od wewnątrz przez rozrastającego się maczużnika może wydawać się przerażające, ale czy nie jeszcze bardziej przerażające jest pojawianie się osobników dążących do eksterminacji w naszym własnym, ludzkim środowisku?
Czy podobnie działające, choć nie fizyczne zarodniki potrafią „zinfiltrować ciała i umysły” ludzi?
Święte wojny i świeckie wojny. Masowe pogromy i prześladowania. Rzezie niewiniątek nigdy nie ustały na splamionej krwią ziemi. Gilotyny w imię sprawiedliwości i komory gazowe w imię dobra ludzkości. Mordowanie starców w imię ulżenia ich cierpieniu i zabijanie dzieci w imię godności ich matek.
Faszyzm, fanatyzm, feminizm, furia wszelkiego odcienia i maści. Nie jest ważne czy w imieniu równości klasowej, czy w imieniu wyższości rasowej, czy w imieniu walki ze zmianami klimatycznymi. Z perspektywy tego mechanizmu ważne jest tylko zabicie jak największej ilości ludzi, w jak najkrótszym czasie.
Niestety nie tylko w przeszłości.
Rzeczą charakterystyczną dla wszystkich zbrodniczych ideologi jest zastępowanie słów opisujących ich zbrodnie eufemizmami. Okrągłe słowa tworzą kojącą aurę, jak wilgotny klimat, do którego udają się pod wpływem maczużnika mrówki:
„bratnia pomoc” – inwazja ZSRR na Węgry w 1956 r. i Czechosłowację w 1968 r.
„wykonanie obowiązku internacjonalnego” – inwazja ZSRR na Afganistan
„wzajemne wzbogacanie” – brutalne i jednostronne narzucanie kultury rosyjskiej na sowieckiej Ukrainie
„pacyfikacja” (dosł. „uspokojenie”) – wymordowywanie mieszkańców polskiej wsi, wraz kobietami, dziećmi i starcami przez funkcjonariuszy III Rzeszy Niemieckiej
„likwidacja” – całkowita zagłada mieszkańców getta w danej miejscowości (ale brzmi jak likwidacja sklepu z przyprawami)
„operacja polska” – ludobójstwo stu jedenastu tysięcy Polaków w Związku Radzieckim w latach 1937-38
„ostateczne rozwiązanie” – ludobójstwo wszystkich Żydów w Europie zaplanowane przez architektów III Rzeszy
Teraz do listy eufemizmów dochodzi „depopulacja”.
Jej najsłynniejszym i brylującym na światowych salonach przedstawicielem jest obecnie prof. Paul Ehrlich. Autor książki „Populacyjna bomba” (ang. „The Population Bomb”) m. in. w wywiadzie dla „Guardiana” z 2018 r. postuluje „skurczenie” ludzkiej populacji „humanitarnie i tak szybko jak się da” do 1,5 – 2 miliardów (!). Oznacza to w praktyce zgładzenie „tak szybko jak się da” ponad 5 miliardów istnień ludzkich.
Przy czym „humanitarnie” w jego mniemaniu oznacza m. in. zabijanie dzieci w łonach ich matek (aborcja), w przeciwieństwie do niehumanitarnego rozstrzeliwania ludzi na ulicach, jak miało to miejsce w XX wieku. Liczba ludzi zamordowanych za pomocą zbrodni eufemistycznie nazywanej aborcją już teraz wielokrotnie przekroczyła liczbę ofiar wszystkich totalitarnych reżimów.
Cała seria eufemizmów takich jak „redukcja”, „skurczenie” czy „depopulacja” przykrywa zatem sens wizji Ehrlicha i jego gorliwych naśladowców, jakim jest nie znane dotąd w historii ludzkości wymordowanie niewyobrażalnych ilości mieszkańców Ziemi.
Wydaje się więc, że nagłe pojawianie się pasożytniczego grzyba w ciałach mrówek w puszczy amazońskiej nie jest tak bardzo różne od pojawiania się podobnych mentalnych grzybów w umysłach szaleńców, którzy nagle zaczynają postrzegać jedyne dobro w zabijaniu jak największej liczby ludzi w jak najszybszy sposób, przy użyciu do tego dowolnego pretekstu.
Tylko, że nam nie wolno pozwolić, by ludzie ginęli jak mrówki.
.